Zastanawiam się czasem.
Dlaczego tak jest, że lubimy się użalać nad sobą, oczekując wsparcia, choćby słownego pocieszenia.
Nie dzielimy, może żadko się dzielimy, dobrymi rzeczami, a jeśli dzieje się jakaś "klęska", to od razu musimy o tym powiedzieć. Zaangażowć cały świat wokół siebie, bo uważamy, że jesteśmy najbardziej poszkodowanymi ludźmi na ziemi.
Nie jesteśmy w stanie wydobyć z tego nic pozytywnego. Znaleźć rozwiązanie problemu i zacząć go realizować.
Dzieje się tak dlatego, że nie chcemy być sami w takiej sytuacji, nie chcemy przeżywać wewnętrznego smutku w samotności.
Jeśli tak się dzieje, to w tej niedoli należało by dokładnie przeanalizować swoją sytuację, żeby nie mieć pretensji do nikogo, kto "źle" doradzi.
A tak w ogóle, to nawet nie chodzi o doradzanie, to chodzi o nauczenie się radzenia sobie.
Jeśli się tego nauczymy, to spokojnie będziemy żyć.
Nauczmy się też dzielić dobrymi rzeczami i pokazujmy swoje własne szczęście. Nie z tego powodu, by się chwalić, ale żeby zarażać innych pozytywnymi wibracjami.
To tyle na dziś. Takie przemyślenia.